Bez makijażu

Zbieram siebie do kupy.

Moja niekobiecość mnie dopada.
Makijaż, sukienki, obcasy, paznokcie, torebki, kreacja na imprezę, gotowanie, pieczenie – nie pociąga mnie, nie wychodzi mi zupełnie. Czasem źle mi z tym, szczególnie w konfrontacji z kobietami, którym to wszystko jest bliskie i wychodzi.
Za to góry, rower, glany, trampki, planszówki, fantasy, zdjęcia to jest mój żywioł. To ja.

Jak tu polubić siebie taką właśnie, bez drugiej tej bardziej kobiecej strony?
Bo przecież to nie tak, że nie czuję się kobietą. O nie.
Patrzę w lustro i uśmiecham się do siebie, moich coraz dłuższych włosów, całkiem spoko biustu, kolczyków i bransoletek, które uwielbiam. Poza tym Krzych jednak widzi we mnie kawałek kobiety.
I to chyba wystarczy.

Wpędzanie się w coś, co mi zupełnie nie leży, przecież i tak finalnie nie wyjdzie.
Więc poszukam glanów w kwiaty. I w góry pojadę.
A obcasy zostaną w szafie. Bo ładne są, podobają mi się, tylko nie pasujemy do siebie, przynajmniej jeszcze nie teraz.
I jedna torebka zupełnie wystarczy.
Nerka na pasek i plecak są wygodniejsze i poręczniejsze. Do trampek pasują.

Oto jestem.
Po raz kolejny stawiam krok w stronę pokochania siebie w trampkach i bez makijażu, bez mierzenia swojej wartości ocenami i oczekiwaniami innych. To wyzwanie.
A każdy krok do przodu na tej ścieżce wysokogórskiej z przepaściami smutku po obu stronach, to sukces.

Autor

Jaskóła

Cóż można powiedzieć o Jaskółce - że czarny sztylet, że ruchliwa, uśmiechnięta i ... żywa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.