Nie mogę napatrzyć się na kolory jesieni wzmocnione słonecznym blaskiem. To jest coś niewyobrażalnie pięknego – nawet w mieście. I cieszę się, jak dzieciak, kiedy jadąc do pracy i ostatnio także wracając, widzę dachy i ostatnie piętra domów oświetlone blaskiem wschodzącego lub zachodzącego słonka. To jest widok, który podnosi na duchu. Bardzo.
A inny widok równie radosny to Marta na koniu i Tymek wyskakujący ze swego pokoju z radosnym okrzykiem „Mamcia!”, i Ktoś zaznaczający swoją obecność małą nogą lub łokciem, i Krzyś na koncercie Napióra :), i sok bananowo-porzeczkowy z pudełkiem chusteczek, które ułatwiają oswajanie smutków, trosk i trudnych spraw, i tynk strukturalny w czarnym, zielonym, czerwonym kolorze, obiad na poddaszu … Tak, taka codzienność. Radosna – obok smutnej.