Gonię czas z naiwną nadzieją, że dogonię. Wyrywam każdemu dniowi kilkanaście minut, ale pozostają one niewykorzystane. Gmatwam się w sprawach, emocjach, odczuciach. Ostatnio jestem elementem układanki, który jakoś nie pasuje do reszty. Takie mam poczucie. I zastanawiam się, czy to ja jestem taką ignorantką czy to inni wymagają ode mnie czegoś, czego nie jestem w stanie dać. Nie znam odpowiedzi.
Idę w góry. Niekoniecznie szukać odpowiedzi. Obłaskawić czas. Zobaczyć wyraźniej i z szerszej perspektywy. Powędrować. Pobyć ze sobą. I przestać się miotać.
Nie wiem czy jest to możliwe – zobaczyć wyraźniej i jaśniej. Nie dopasowywać się do obrazu, jaki inni stworzyli sobie o mnie. Moja wrażliwość, moja intuicja – gdzie jesteście? Odpowiedź na to pytanie może kosztować przyjaźń. Brakuje mi mnie samej, takiej z jasnym celem i sprecyzowaną tematyką. Jestem ostatnio nijaka, kierowana oczekiwaniami innych. Źle mi z tym.
Idę w góry. Bo tam jest wszystko, co kocham. Zabieram plecak i aparat. Jestem typem samotnika. Możecie uwierzyć albo nie. Jestem. Staram się być przyjacielem. Ale jestem też samotnikiem. Duchowym samotnikiem. I tyle. Przecież nie będę tłumaczyć się ze swego życia każdemu. Idę. Aby wrócić i wiedzieć.
Szczęśliwej drogi! Po wyżynach i dolinach.