Pejzaże Harasymowiczowskie są mi najbardziej bliskie.
Uwielbiam je śpiewać, prawie umiem grać 🙂
I biorę czasami gitarę do ręki i gram.
I tyle wspomnień takich pięknych, śmiesznych, szczęśliwych wraca do mnie.
Z Beskidów, z Bieszczad, tych przy ogniskach wygrzanych i tych na szlaku zmoczonych.
Tych z kolonii marynarskiej i obozu z dzieciakami w Kołobrzegu.
Z dalekiego, ale w sercu noszonego stale Regetowa.
Tak bardzo wdzięczna jestem za takie mnóstwo dobrych wspomnień, za ludzi których poznałam, za tamten niesamowicie barwny odcinek mojego życia.
Cudowne pejzaże w moim sercu, które napędzają mnie, wywołują uśmiech i sprawiają, że ruszam dalej w wędrówkę przez życie. To trochę tak jakbym otworzyła dziennik i na zżółkniętych już kartkach znalazła zapiski z tamtych dni.
I we wspomnieniach tych odkrywam początki miłości do gór.