Rysiu ruszył w drogę, w którą nikt z nim iść nie może. Poszedł sam. My zostaliśmy ze świecą w ręce, modlitwą na ustach, łzami w oczach, smutkiem w sercu i wewnętrznym przekonaniem, że teraz już nie cierpi, że idzie spokojnym krokiem, również ze łzą w oku, ale się do nas uśmiecha.
A Tato miał zniewalający uśmiech.
Odszedł i już nie wróci – nie takim jakim go tu znaliśmy. I jak to dziś powiedziała Agata obyśmy się jeszcze kiedyś razem spotkali, tam dokąd każdy z nas prędzej czy później pójdzie.
Gdyby nie Tata Jaskóła – nie byłoby Jaskóła i nie byłoby mojego z nim życia. Dlatego dzięki Tato – bo wiem, że mnie słyszysz 🙂