słowa niedopasowane
Wracam do mojego pisania sprzed roku, dwóch, trzech lat.
Lepiłam moje myśli w słowa i powstawały różnego rodzaju i kształtu kartki z pamiętnika.
Moje osobiste kartki, wspomnienia.
Teraz słowa się nie sklejają. Jakbym wciąż miała kilka zestawów puzzli rozsypanych przed sobą i próbowała ułożyć z nich jeden obrazek. Nie pasuje. Nie klei się. Gonitwa myśli, które wciąż uciekają, nie przystaną na dłużej rozstraja mnie wewnętrznie. Ciągły pośpiech, w który sama się wpędzam prowadzi mnie na manowce zniechęcenia, emocjonalnej obojętności, czasami bezradności.
Czasami wydaje mi się, że o wiele bardziej niż kiedyś chciałabym dopasować się do tego świata, spełnić oczekiwania (do końca nawet nie wiem czyje) i zupełnie zatracam w tym wszystkim siebie, to czego ja chcę, o czym marzę, do czego dążę.
Biegam. To pomaga uspokoić myśli.
Zmęczenie fizyczne działa jak najlepsze lekarstwo.
Gdyby Damaszek był bliżej to przekopałabym go Basieńce z przyjemnością, a potem wypieliła grządki.
I słucham znów siestowej muzyki podawanej łyżeczką od herbaty przez Marcina Kydryńskiego, muzyki świata.
Wracam do siebie. Choć nie jest tu już tak samo. Jest inaczej.