Nie jest to czas łatwy. Ale kto mówił, że będzie łatwo. Im dalej w życie tym więcej zawieruchy wokół. Ale czy bym z tego wszystkiego zrezygnowała, zamieniła na słoneczne plaże, nicnierobienie, łatwe życie. Szczerze … nie wiem. Waham się powiedzieć nie, ale jestem bliższa „Nie” niż ” Tak”. Im więcej wyzwań tym bardziej zmuszam siebie do życia świadomego. Nie do końca chcę, czasami się zmuszam. Bo wiem, że to słuszna droga. Słuszna dla mnie. Każdy ma swoje słuszności, uzasadnione. Można o nich rozmawiać, nie należy dyskutować.
Czytam ostatnio dużo. Światy w jakie wchodzę stają się po części moimi wewnętrznymi rzeczywistościami. I pewnie to jest powód, dla którego tak trudno jest rozstać mi się z daną książką, z jej bohaterami. Przez trzy tomy żyłam na ramieniu Sonei, patrząc jej oczyma, czując i rozumiejąc to co się z nia działo. Dwa dni temu skończyłam spotkanie z bohaterami Tigany. Piękna opowieść, zemsta doskonała, życie ludzi tak bardzo pogmatwane, miłość silniejsza niż nienawiść. Prawdziwa historia choś to przecież fikcja. Głęboko w serce zapadają takie opowieści.
I cały czas spodziewam się wstrząsu, kopniaka w tyłek. Nie nadchodzi. Z tęsknotą wspominam dawną Jaskółkę. Silną, otwartą optymistkę, która tak wierzyła w drugiego człowieka. Dziś czuję się zaśmiecona pesymizmem i uprzedzeniami. Nikt nie przygotował mnie na upadki pod krzyżem. Nie mam do nikogo za to żalu. Nie mam jednak odwagi? potrzeby? chęci? … nie wiem dokładnie … na spotkanie z drugim człowiekiem. Nie potrzebne mi niczyje deklaracje i chęci. Liczy się działanie. Wkurza mnie do granic możliwości mój brak cywilnej odwagi powiedzenia tego co myślę i czuję. Bez gniewu. Zwyczajnie. Wkurza mnie dreptanie w miejscu. Moje własne. Jestem zmęczona odpowiadaniem na oczekiwania innych.
Idę spać. Czytam, śpię, pracuję, wykonuję czynności tygodniowe. Rytm życia. Życie. Nikt nie mówił, że będzie łatwo.