Idę przez Cytadelę.
Bez, mnóstwo bzu i cudownego zapachu jaki roztacza.
Ina zasadzi przed domem bez i akację, i lipę i od maja do lipca będą zmieniać i przemieniać się zapachy na tarasie.
Idę przez osiedle.
Pachnie pieczonym świeżo chlebem na zakwasie.
Może Agnieszka mama Marcjanny wypieka?
Idę wgłąb siebie.
Konwalie zakwitają. Pomimo wszystko wiosna wyrywa się ze mnie.To dobrze. Czas przegonić ołowiane, ciężkie, zimowe chmury niepokoju, lęków, beznadziei.
Wieczny krytyk we mnie daje w kość. Z nim nie ma rozmowy.
Jest nieustanna pretensja i uwagi.
Wtulam się w Krzycha.
Rozmowa pachnie konwaliami. Pachnie bzem.