spotkania
Spotkania. Wypełniały ostatnie dwa tygodnie. Dwa tygodnie pełne ludzi, rozmów, uśmiechów, łez, zwyczajnych-niezwyczajnych chwil. Z Luzakiem. Na szlaku. Z Baśką. Z dziewczynami w Żerkowie. U Arków. Z Krzychem i dziećmi w domu. Z ekipą w pracy. Z kadrą w Studium. Z Teresą i mamą. Z Białą. Z samą sobą.
Samotność.
Padający za oknem deszcz. Czas tylko ze Staszkiem. Pusty dom na najbliższy tydzień. Nie przeszkadza mi to. Cieszę się. Odkopuję się z papierów, rozliczeń, planowanych zakupów, wprowadzam drobne zmiany w domu i myślę o nadchodzących jak letnia burza, zmianach w życiu. Uśmiecham się do siebie w lustrze. Słucham Fismola i Natu Przybysz. Jest we mnie i cisza, i krzyk. Determinacja.
Dziś zjawił się również u mnie Jean Reno w filmie Faceci od kuchni. Uwielbiam. Mocno pozytywny i Jean i film 😉
Sporo rzeczy czeka na mój czas. Dzieci czekają. Sama na siebie czekam. I mając tego świadomość myślę, że nie jestem ani akrobatą, ani iluzjonistą, aby pracować w cyrku, jakim powoli zaczyna wypełniać się mój ośmiogodzinny dzień pracy. Niestety. A przecież mogłoby być inaczej.
Ludzie. Wszędzie są ludzie. My. Którzy ustalamy zasady. Którzy wyznaczamy kierunki. Którzy tworzymy. I to jest zarówno przestroga jak i bardzo pozytywna myśl.