Nocny jeszcze Poznań. Jeden z pierwszych tramwajów.
Potem podróż i świt na polach między Poznaniem a Warszawą.
I chłodna, ale bardzo słoneczna z lazurowym niebem, Warszawa.
Kasztany w Ogrodzie Saskim. I Muzyczna na Miodowej.
A potem brzmienia najróżniejszych instrumentów, czyste i mniej czyste.
Głos ćwiczony gdzieś w sali. Dźwięki fortepianu.
I koncert uczniowski z finałowym Walcem Barbary z Rodziny Połanieckich.
Dreszczyk wewnętrznego wzruszenia, kiedy słucham orkiestry, brzmienia poszczególnych instrumentów.
Muzyka zapisana w nutach to przedziwny język. Tak wielobarwny, ekspresyjny.
Wieczorną Warszawę pokonałam po części szlakiem powstańczym z lipcowego wędrowania. Ale również kilka nowych ścieżek wydeptałam przez Warszawę. Warszawska Syrena, ale nie ta z Rynku, grzeczna z fontanną dokoła, tylko ta waleczna i zbuntowana na tyłach Ministerstwa Zdrowia zrobiła na mnie wrażenie. Pierwszy raz widziałam. Miasto na Śródmieściu, w okolicach Krakowskiego Przedmieścia, Starego Miasta, Zamku żyje, tętni. A potem gdy zmierza się w kierunku Dworca Centralnego budynki robią się bardziej szklane, coraz wyższe i puste. Ulice również. W pewnym momencie miasto zamiera, by ponownie ożyć przy Dworcu.
Wracam. Bardzo lubię łączyć biznes z przyjemnym i dobrym obcowaniem z ludźmi. Tak było dziś na Miodowej. Dziękuję.