wdzięczność i kamień milowy
Wdzięczność. Trudno ją ubrać w słowa.
Moje życie.
Krzych.Marta.
Tymo.
Staszek.
Nasz dom.
Praca.
Firma.
Studium.
Rodzina.
Przyjaciele.
Góry.
Bielice.
Wdzięczna jestem za to, co mam, czego doświadczam, kim jestem i w jakim momencie swojego życia jestem. Za zmianę jestem wdzięczna, za wyzwania. Za kamienie milowe. Choć to niełatwe – zamienić malkontenctwo na wdzięczność.
Kamienie milowe mojego życia. Nie ma ich zbyt wielu. Nie wiem czy dobrze czy nie. To nieistotne.
Jednym z nich są Mikołajki sprzed 10 lat. Jedyne Mikołajki, w które nie byłam w domu od rana, nie szukałam prezentów w bucie.
Asystowałam przy goleniu głowy Marty. Oddawaliśmy ją w ręce lekarzy przed drzwiami OIOM. Z nadzieję, że za kilkanaście godzin zobaczymy ją znowu.
Ale są to najpiękniejsze chyba Mikołajki z wszystkich, które przeżywałam. Zobaczyłam na własne oczy najcenniejszy prezent jaki można dostać – życie. I wówczas też poznałam siłę modlitwy i dobrych myśli nawet nie wiem ilu ludzi. I za to jestem wdzięczna. Choć nie ogarniam myślą, tego co otrzymałam.
Dziś staję przed pytaniem mojej 15-letniej córki: Dlaczego musiałam to wszystko przeżyć, dlaczego mnie to spotkało? Nie znam odpowiedzi. Pewno nigdy jej nie poznam. Ale ostatnio oglądamy razem Władce Pierścieni. I odpowiadam jej słowami Gandalfa: „Nie mamy często większego wpływu na to, co nas spotyka. Ważne jest co zrobimy z czasem, który został nam dany”. Amen.