zasłyszane na drodze pałacowej przy -15 stopniach: „…jeżeli ty uśmiechasz się do życia i ono uśmiecha się do Ciebie …” to było mniej więcej tak
za ten czas, za wszystkie piękne i (trudne również) chwile, za słowa, za spotkanie, za zbiegi okoliczności, które były uśmiechami losu i czasu, za … ach … to był piękny i dobry czas – jedyny w swoi rodzaju
za dzieciaki, za Krzyśka, za życie jakie mam i za wybory jakich dokonuję, za sprawy, których doświadcza moje serce, za słowa „dbam też o Ciebie”, za odwagę pójścia za pragnieniami, bo dla tego właśnie warto żyć, za naiwność i spontaniczność moją, za dobre serce Twoje i Twoje, i Twoje też
za ludzi, za aparat fotograficzny w moich rękach, za wrażliwość taką a nie inną, za zmarszczki wokół oczu, za śmiech serdeczny, za dowcip wyostrzony, za codzienność, przez którą mogę doceniać niecodzienne chwile
za to i tamto, za to czego wypowiedzieć nie mogę i nie potrafię jeszcze … za to, że budzę się w nowym dniu (choć to jeszcze noc jest) i wstaję, i za to że dla Krzyśka dwa razy dwa jest 4 a dla mnie niekoniecznie 😉
Och, jakaż to pożądana cecha – wdzięczność za rzeczy, których doświadcza się na co dzień i się o nich zapomina!