zadbaj o mnie, proszę

Jadę. Wieczorna ulica Poznania, wrzesień, zimny i taki listopadowy. Ty – maluchu mały jak dwie zapałki – jesteś, ale jakby Cię nie było. A w sercu rodzi się pragnienie, aby ktoś zadbał o mnie, o nas, przytulił właśnie teraz, obsypał buziakami, był. Bez mojego mówienia, że właśnie teraz tego potrzebuję, bez słów. Taka symbioza myśli i uczuć. Wraca do mnie poczucie samotności, i myśl, że w gruncie rzeczy – jak bardzo byśmy nie kochali – z niektórymi sprawami, ze swoim życiem, z wyborami zostajemy kompletnie sami. I nikt nie może nas zrozumieć, usłyszeć szczegółowo jednego uderzenia serca, które niesie z sobą tyle samo nadziei i radości, co smutku i trwogi.

I inny obrazek. Siedzę w prywatnej klinice. Spokój i cisza na korytarzach, na podłogach wykładzina, uśmiechnięte panie pielęgniarki … wszystko sterylne. Tak … myślę sobie, dobrze by było gdyby tak właśnie wyglądały polskie przychodni, szpitale. No ale, ta sterylność, to takie bardzo drobne i szczegółowe pochylanie się nad pacjentem, takie aż do przesady … teraz będzie ukłucie, teraz to, teraz tamto … czuję się jak małe dziecko, brakuje tylko zdrobnienia typu „teraz igiełeczka spowoduje delikatniuchne ukłucie w skórkę, może być ałka” … hmmm … czy na tym polega prawdziwa opieka, pomoc medyczna? e, nie … nie było tematu. Szkoda mówić.

Generalnie fajnie, że w cywilizowanym świecie są takie placówki 🙂 … tylko nawet w cywilizowanym świecie potrzeba jeszcze lekarzy, którzy nie boją się leczyć, nie boją się choroby i tego co niesie, potrafią spojrzeć całościowo na człowieka, a nie tylko na jego np. ząb, wątrobę, nogę czy nerkę … nie doradzają wycinania elementów człowieka, leczą a nie usuwają. Hmmm … taka moja mała filozofia. Fajnie, że się cywilizujemy, rozwijamy … dobry kierunek, tylko czasem wydaje mi się, że ceną jest utrata kontaktu z samym sobą, z własną intuicją, ze światem. Tak bardzo ufamy specjalistom, że stajemy się głusi na siebie samych, cywilizujemy się, tylko cena trochę wysoka.

Napisz komentarz