zimowe myśli bielickie

Czy mam coś do napisania? Pewnie, że tak! Zawsze. Tylko nie zawsze układa się to w zrozumiałe zdania, frazy i akapity.
Góry – znowu tu jestem i mogłabym przyjeżdżać wciąż i wciąż. Nawet nie zadaję sobie pytania czy to się kiedyś zmieni. Po co?
Przypatruję się znowu dzieciom. Mogłabym na nie patrzeć godzinami. Coś szalonego i cudownego jest w nich – w ich wolności, w ich zwyczajności, bezpośredniości. Coś za czym bardzo tęsknię, chyba. Ta dziecięcość zachwycająca, pełna, wręcz kipiąca emocjami i uczuciami. Radość życia ogromna, pokonująca przeciwności, guzy w głowie, zbite kolana, wszelkie zranienia i zadrapania, krzyk i awantury także. Ja się tak wielu rzeczy obawiam, od czasów operacji Marty w tak wielu sprawach upatruję niebezpieczeństwa i zagrożenia. Oczywiście staram się temu nie poddawać, ale … w nadopiekuńczości tkwi wielka siła. A może inaczej – w lęku tkwi wielka siła. Właśnie w lęku, a nie w strachu. Z czasów kiedy zaczytywałam się w literaturze na temat depresji jasno oddzieliłam te dwa pojęcia. Strach wywołany jest czymś konkretnym, rzeczywistym. Lęk jest oderwany od rzeczywistości, nie jest związany z konkretem, jest „małomaterialny” i dlatego tak łatwo potrafi wyprowadzać z równowagi, odebrać radość życia. Odwrócić się od niego można na pewno przez pasję, zainteresowanie siebie czymś, co pochłania, w czym można się zatracić.

I ciągnąc dalej temat dziecięcości – wyobraźnia i związana z nią silnie wrażliwość … staję pełna zdumienia i cieszę się ogromnie, że moje dzieciaki mają wspaniałą wyobraźnię, czasami trzeba ją lekko szturchnąć, ale jest zachwycająca. Uczę się od nich. Czasami udaje mi się wyzwolić z trzymających mnie silnie przyzwyczajeń i wygodnictwa, dorosłości i poszybować na skrzydłach wyobraźni. Być jak dzieci … wielka tajemnica, głęboka prawda. Właśnie przypomniał mi się świetny bieg z Czarnej Góry w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia. Bieg szalony, ale cudny wręcz! Przez kilkanaście długich minut gnaliśmy jak dzikie mustangi brnąc przez śnieg, kulając się w nim, szalejąc – Tymek i ja – dwa szalone mustangi, dwie szalone jaskółki.
Wspaniałą historią – moją ulubioną opowieścią o życiu i o tym co w nim ważne, jest Mustang z Dzikiej Doliny. Muzyka, narracja w pierwszej osobie, brak zbędnych dialogów. Mustang – dzikość, odpowiedzialność, pozostawanie sobą, wiara, że życie ma sens. Dokładnie czuję wszystko to w sobie, moją ujarzmioną dzikość wciśniętą w niewygodny strój dorosłego. Już jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że dorosłość i dojrzałość nie mają wiele ze sobą wspólnego. Dorosłość to raczej coś negatywnego, wyświechtany bardzo płaszcz, w który tak często zbyt szybko ubierają się ludzie młodzi, bardzo młodzi. Pamiętam, że kilka dobrych miesięcy zwlekałam z wyrobieniem sobie dowodu osobistego … nie chciałam być dorosła. Był to mój bunt. Teraz za bardzo dałam się w tą dorosłość wcisnąć, ale nie jest mi z nią do twarzy. Dlatego zmieniam długość i kolor moich włosów – zresztą uwielbiam moją czuprynę. Nie noszę makijażu – nie mam daru do malowania swojej twarzy – trudno, poprzestanę na delikatnym pudrze, z domieszką różu i wydłużaniu swoich, krótkich z natury, rzęs.

Natura jest silna – kiedyś ortodonci różnych maści chcieli uładzić mój zgryz – każdy aparat prędzej czy później łamał się na moich ząbkach – więc rozkładali ręce. Wepchnięto mi do głowy, że mam nieprawidłowy układ szczęki … teraz leczę się z tego starając się zaakceptować swoją nieprawidłowość :). Nudno byłoby na tym świecie jakby każdy miał prawidłowy zgryz ;). Uwielbiam mój uśmiech i staram się akceptować moją twarz, kiedy oglądam ją w lustrze. Bez prawidłowego zgryzu, długich rzęs i zmysłowych ust. Mam dzikość w sercu, tak fantastycznie nieokiełznaną. Potrzeba mi tylko przestać przejmować się aż tak bardzo tym, co ludzi powiedzą. To często nie jest zbyt ważne.

Autor

Jaskóła

Cóż można powiedzieć o Jaskółce - że czarny sztylet, że ruchliwa, uśmiechnięta i ... żywa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.