Kasia Miller w swoim felietonie „Menu dla kobiety”, na łamach majowego Zwierciadła, pisze: „(…) Każda matka po porodzie, gdy już sobie trochę odpoczęła, dostawała niezwykle wykwintny obiad, a do tego szampana – a wszystko, aby uznać jej dzielność i podkreślić uroczystość chwili (…)” Hmmm … myślę sobie: Jaka fantastyczna sprawa! To by było dobre. I nie musiałby być obiad – jak pisze zresztą dalej autorka. Mogłyby być kwiaty. W sumie w naszej polskiej rzeczywistości można zacząć od uśmiechu, serdeczności, czułości i szacunku. Zamiast „paczek” dla nowo narodzonych dzieci od korporacyjnych potentatów mleka zastępczego, kaszek, deserków, smoczków, wózków, fotelików itd. Zrobić cokolwiek, co podkreśliłoby ważność chwili, ważność narodzin i naszej kobiecej roli w tym wszystkim. Niezależnie od tego, czy nasze macierzyństwo kończy się zanim się zaczęło, a nasze dzieci stają się aniołami, czy żyją z nami i cieszymy się ich obecnością – narodziny to trudny, ale piękny i jedyny w swoim rodzaju moment życia – kobiety i dziecka. Ale – jak pisze kończąc felieton pani Katarzyna – „(…) żeby taki klimat mógł zaistnieć w szpitalach, musi najpierw zaistnieć w umysłach, w wyobraźni, w oczekiwaniach. Musi się pomieścić w głowach”. Musi pomieścić się w głowach … mnie się mieści. Przede wszystkim to, że można z szacunkiem traktować siebie samą, drugiego człowieka w każdej sytuacji i nie szukać „przykrywek” okoliczności, aby nie musieć się trudzić, aby płynąć z prądem przyzwyczajeń i stereotypów.
Po urodzeniu Martynki, jeszcze w szpitalu, dostalam pierścionek z perłą. Moja mama też dostała od ojca pierścionek, gdy się urodziłam; przekazała mi go na 18-stkę.
Ten z perełką zawsze mam na palcu przy okazji ważnych uroczystości.
Moze kiedyś wręczę go… Synowej…
piękne to 🙂
Egoistycznie tu dodam: mam nadzieję, że i mnie spotka coś równie miłego, gdy przyjdzie czas na mnie 🙂
czego Ci szczerze życzę 🙂