kolorowy świat wieczoru

Wczoraj wieczorem zajmowałam się kuchnią. Piekłam kruszona z wiśniami dla wakacjowiczów kaszubskich oraz sernik na zimno z powodu obietnicy złożonej Marcinowi. W tle – kiedy nie działał robot kuchenny – płynęły żywe rytmy muzyki Angelique Kidjio … i lał deszcz. I w pewnym momencie stanęłam zdziwiona z powodu kolorów, jakie przybrał świat.

Za oknem zrobiło się tak ciepło-zielono, migotały ostatnie drobne, ale gęsto padające krople deszczu, a słońce tańczyło swymi promieniami miedzy nimi. To trudno opisać, fotki nie zrobiłam, nie dałaby rady odzwierciedlić piękna i niesamowitości zjawiska. Powstała tęcza, a nawet dwie tęcze, które pojawiały się i znikały w chmurach, jak gdyby gruba kolorowa nić przeszywała co jakiś czas pierzasty materiał. Do tego wszystkiego w tle, na granatowym niebie za tęczą, raz po raz świat przeszywała błyskawica – długa i złożona.

Potem kolory zmieniły się na pomarańczowo-czerwone, a niebo na zachodzie zapłonęło. Trwało to kilkanaście minut i przez ten czas nasze pospolite podobne do siebie osiedla i bloki stały się zupełnie inne, mieniące się kolorami zachodzącego słońca i padającego deszczu. I wszystko to było bardzo radosne … bo po burzy, nawet bardzo ulewnej, zawsze wychodzi słońce i niejednokrotnie czyni to w tak wspaniały, wręcz spektakularny sposób.

Napisz komentarz