Patrzę na świat przez obiektyw aparatu.
Lubię takie spojrzenie.
Zabawy ujęciami, perspektywą, ostrością.
Czasami łapię się na tym, że nawet bez aparatu w rękach widzę świat ujęciami.
Tak po prostu jest. Niektóre ujęcia zostają na długo, większość szybko ulatuje.
Wszystkie tworzą mapę emocji, uczuć powiązanych ze zdarzeniami.
Styczeń jest miesiącem urodzin – dwa torty, trzynaście i dwie świeczki.
Jednego tortu brak, tak jak i czternastu świeczek.
Pamiętam dzień narodzin każdego dziecka styczniowego.
W 2002 roku byłam w Bielicach, a Martyna z Agą i Bartkiem na OIOMie. Moje myśli były blisko, ja daleko i zanim wróciłam, Martyna odfrunęła.
W 2003 roku pobiegłam do Raszei, kiedy urodził się Kuba – maleńka pierwsza radość Ani i Marcina.
W 2014 roku spałam w domu w Zielnikach z Nikusiem i Hanią, podczas gdy waleczna Zuzanna z Tereską i Arkiem balansowała na granicy Ziemi i Nieba na OIOMie.
Obrazki z podróży, które zostały w mojej pamięci niczym fotografie.
OD kilku lat biorę do ręki aparat i robię fotki, zatrzymując na nieco dłużej zwykłe i niezwykłe chwile i ich małych Bohaterów.
Układam w mozaikę, która wyciska łzy wzruszenia, przypomina codzienne drobiazgi, przywołuje uczucia i emocje, które zatrzymały się w kadrze.
Fotografia niczym bieganie czy pływanie – uspokaja, wycisza, wymusza uważność.