opowieści

Od zawsze lubiłam słuchać opowieści.
Historia przekazywana ustnie ma w sobie coś z magii.
Uruchamia się wyobraźnia i powstające obrazy lądują gdzieś w rzeczywistości.
Opowiadaczem pierwszym i najlepszym był Dziadek.
Umiał zaciekawić słowem. Potem Ciocia Jola. Uwielbiałam jej opowieści.
W chacie regetowskiej w Beskidzie Niskim nabierały swojej mocy.
Doskonały opowiadacz historyk z liceum, pan Sokół, spowodował, że historię zdawałam na maturze.
I zdałam rozpisując się mocno na temat początków PRL.

Ostatnio siedząc przy stoliku kawiarnianym opowieściami wszelkimi uraczył nas Maciej. Przypomniałam sobie czas kiedy – jakieś siedemnaście, a może szesnaście lat temu – sporadycznie lądowaliśmy z Krzychem na kawie i deserze u Macieja, a On opowiadał. Nie było temu końca.
Snucie opowieści o zwykłych sprawach tak, że nabierają niecodziennych znaczeń – ot to jest sztuka.
Takich ludzi mogłabym słuchać godzinami. Dar opowieści to jedno, ale pasja i zainteresowania to drugie – ta mieszanka urzeka. Przyciąga mnie jak magnes.

Sama nie nabyłam w mowie mówionej takowej cudnej umiejętności opowiadacza.
Może czasami udaje mi się opowiedzieć to czy owo na piśmie.

Monika Górska uczy jak opowiedzieć swoją historię. Może kiedyś skorzystam i podejmę warsztat nad telling story w Fabryce Opowieści.

A spotkania z opowiadaczami zawsze bardzo pozytywnie ładują.

Napisz komentarz