Orzechy
Łupaliśmy orzechy.
Na makiełki.
Starym „łupaczem do orzechów” z domu w kamienicy na Wildzie.
I po raz kolejny w tym grudniu przychodzi do mnie Tato.
I łupiemy razem orzechy. On tylko na to ma siły.
Ostatnie Święta razem tu na ziemi.
Sześć lat mija.
I babcia do mnie również przychodzi.
Kiedy kompot z suszu przygotowuję.
Próbujemy we dwie.
Mam nadzieję, że Ci smakuje…
Żyję. Idę. Wspominam. Ocieram łzę. Idę dalej.
I dziękuję. Za obecność.
MiBuka:
Ojej, pięknie to napisałaś! Trafiłam tu przez przypadek, z bloga znajomej, ale chyba się rozgoszczę. Urzekł mnie łupacz 😉 Bo widzisz, w moim poprzednim domu, w starej kamienicy na Wildzie właśnie, dokładnie takim samym dziadkiem, łupało się orzechy do makiełek. Potrafię w myślach przywołać delikatny skrzyp korkociągu. Nie mam pojęcia, co się z nim stało, ale miło było zobaczyć starego znajomego, choćby na zdjęciu. Pozdrawiam.