trudne wyzwanie
Uczę się. Cały czas się uczę. Nie ma nic stałego, wszystko w życiu zmienne jest i przejściowe.
Nie można się za bardzo przyzwyczaić, bo wpada się w rutynę. To nieuniknione.
Siedzę na zajęciach z kształcenia słuchu i staram się usłyszeć rytm, jego wartości, zamienić to co słyszę w całkiem zgrabne ćwierćnuty, ósemki, szesnastki.
Wsłuchuję się w Martę. To trudniejsze niż kształcenie słuchu. O wiele trudniej usłyszeć, przełożyć na zrozumiały język. Wiele rzeczy nie sposób prosto wyjaśnić. Inna percepcja, inne spojrzenie na świat, odmienne jego doświadczanie i brak niektórych oczywistych dla większości ludzi połączeń typu wiem – działam. Wszystko to sprawia, że uczę się swojego dziecka i tak już będzie. Marta nie pozwala mi spocząć na laurach. Dostaję po łapach lub po nosie za każdym razem kiedy myślę „No, teraz to już będzie z górki”. Wówczas poprzeczka przeskakuje ciut wyżej, abym dalej działała, uczyła się i poniekąd rozwijała.
Marta to jedno z największych wyzwań mojego życia.
Marta uczy mnie ufać Niebu, bo przyszłość i jej przewidywanie w jej przypadku, to jak wróżenie z fusów.