Niewygoda

Zwykła trasa przez osiedle do domu. I nagle myśl uchwycona w pośpiechu: ubóstwo otaczająca Boże Narodzenie jest niewygodne. Nie ma przepychu, nie ma dobrobytu, nawet nie ma pełnej miski i czysto pościelonego łóżka. Jest bieda. Jest brak. A mimo wszystko rodzi się Bóg. W niewygodzie.

Uwierają mnie ludzie ze swoimi przywarami. Ten robi to, a tamten nie robi tego i jak on tak może. Zrzędzę sobie pod nosem. Wymazałabym gumką te przywary i zastąpiła uśmiechem, wygładziła krzywizny. Byłoby idealnie.

Daję się zarazić obrazami z reklam, w których widzę idealny dom, a w nim idealnie nakryty stół, odświętnych ludzi z make upem na twarzach wręczających sobie idealne i duże prezenty. Nikt nie pokazuje dziecka z zespołem Downa, staruszki w kącie, non stop włączonego telewizora, umierajacego dziadka, depresji, autyzmu, samotności. Bo to niewygodne. Dziewczynka z zapałkami nie jest medialna.

I myślę sobie, że jeśli mnie coś uwiera, jeśli jest mi niewygodne i niekomfortowe, to dobrze. Uśmiecham się do tego. Nie chodzi mi o bycie męczennikiem. Chcę za to nie zgnuśnieć z nadmiaru dobrobytu. Niewygoda i umiar w posiadaniu, to wyzwanie, które sobie rzucam, aby moje serce i wola nie zostały uśpione. Abym nie zmieniła się w zrzędzącą wiedźmę ślepą na ludzi żyjących obok. Abym nadal umiała przyjmować i kochać ludzi ktorych spotykam na swej drodze takimi, jakimi są.

Niewygoda jest błogosławieństwem.