Emocje rosną z każdym dniem. Dziś jest mała ich kumulacja. Czekam na Staszka.
Bardzo czekam i chcę wierzyć, że wszystko będzie dobrze, że los nie ma dla mnie, dla nas tylko przykrych niespodzianek. Bronię się przed smutnymi myślami, czytam o dobrych rozwiązaniach, wspominam narodziny naszych dzieci – całą sobą chcę czekać pozytywnie nastawiona do przyszłości i chcę wsłuchiwać się w siebie. Bo tylko tam mogę znaleźć spokój. Ale to jest coraz trudniejsze. Chcę zaufać, że będzie dobrze. Sobie ufam – że moje ciało, ja sama w nie wsłuchana, zrobię wszystko, co tylko będzie możliwe, aby spotkać się w zdrowiu ze Staszkiem po tej drugiej stronie brzucha 🙂 – już raz doświadczałam tego bardzo intensywnie przy narodzinach Tymka. Nie boję się bólu, porodu, szpitala. Na narodziny Stasia, na naszą pełną współpracę, aby przecisnął się na świat, na ten cud narodzin – cieszę się bardzo. Zawsze chciałam jeszcze raz przeżyć jak to ktoś nietuzinkowo określił Misterium narodzin … boję się spraw, na które mogę nie mieć wpływu, które mogą zmienić to właśnie Misterium. I choć wiem, że to bez sensu – taki strach – to on jest, towarzyszy mi, a ja nie umiem się go pozbyć, czasami jakbym nie miała siły wyrwać się z jego pazurów.
Ostatni czas strat pozostawił po sobie szalenie dużo niepewności i cholernego strachu, i tego poczucia niemocy, że są ścieżki, którymi podążyć trzeba, choć nie ma się na to najmniejszej ochoty. Za dwa dni mija pierwsza rocznica śmierci Rysia – odejścia człowieka, przy którym byłam – tak blisko i namacalnie, ocierając łzy z policzków mamy Elżuni i tuląc ją, bo nic innego nie dało się już zrobić, żadna modlitwa nie układała mi się w głowie.
O moim Tatce nie piszę nawet … cały czas odczuwam wielki brak, Tatko żyje dla mnie w każdym, ważniejszym wydarzeniu w moim życiu, mówiąc „Asieńko, tak się cieszę”. Kiedy rodził się Tymek Tatko był w jednej z najcięższych swoich depresji. Kiedy rodziłam Martę – był szczęśliwy 🙂
Co może dodać siły ducha? Co można przeciwstawić strachowi? Może wiarę, że jeśli bardzo czegoś się pragnie to to się dzieje. Ta wiara mi pomagała. Szczególnie kiedy było trudno. Bo na wiarę w to, że Niebo ma dla mnie najlepszy ze scenariuszy – nie mam siły i odwagi …
Asiu, pozdrawiam Ciebie i małego Staszka, bo wiem, że już jest na świecie:)
Gratuluję i życzę samych szczęśliwych dni!